Dzisiaj o najlepszej Pina Coladzie oraz Hawanie, stolicy pełnej kontrastów.
Dawno mnie już tu nie było, ale “burza” minęła i jestem, jak zawsze 😉 Wróciła kreatywność, nowe pomysły (jest ich aż nadto) oraz chęć do odkrywania! Po tak długim okresie nieobecności, “urodziłam” całkiem długi post! 🙂
Pamiętam jak dziś, czas oczekiwania na moment, w którym samolot wyląduje. Wprost nie mogłam się doczekać! Ileż można siedzieć, w metalowej, skrzydlatej puszce. Po Stanach Zjednoczonych nie podróżowałam już na takie odległości i zapomniałam jak to jest,
Powitało nas małe lotnisko, w Varadero. Młode kobiety, ubrane w czarne kabaretki i mundury wojskowe. Szczerze powiedziawszy to nie wiedziałam, że wojskowe mogą być tak kobiece, w ubraniu “roboczym”. 🙂
Sprawdzanie naszych kart i paszportów trwało około godzinę, ale na szczęście, czekał już na nas autobus. Żar, lał się z nieba.
Dwadzieścia pięć stopni, to dla kubańczyków zima. Czas chodzenia w swetrach, czy cieplejszych bluzacha – nie oszukuje, widziałam na własne oczy. Po zimnej Islandii, czułam jak moje ciało powoli się roztapia. Organizm, przyzwyczaił się do krainy lodu, (11 stopni bez wiatru to niemal upał), a tutaj dwadzieścia pieć stopni!
Tydzień mieszkałam w hotelu “Grand Memories Varadero“, a kolejny (dla urozmaicenia) w “Sanctuary at Grand Memories”. Hotele były rozmiarów małych miasteczek na Islandii, z bajkowymi wręcz ogrodami. Miały teatry, w których co wieczór odbywał się inny pokaz tańca, występy, kilka restauracji (włoska, japońska, kubańska itd), pokaźnych rozmiarów sale bufetowe, rozległe tereny zielone, plaże na których od rana do wieczora trwała zabawa, muzyków i masę innych atrakcji.
Piękne, bogate hotele, a dalej bieda, głód. Tak wygląda Kuba, reklamowana jako kraj zabawy. O ironio!
Varadero, jest typowo turystyczną miejscowością, tam nie doświadczymy prawdziwej Kuby. Plaże są czyste i przyjemne, ale głównie należą do hoteli. W tej miejscowości luksusowe kurorty stoją obok siebie, a każdy ma swoją prywatną plażę.
W Varadero jest też trochę atrakcji, jak nurkowanie w błekitnej wodzie, gigantyczny kaktus (zdjęcie poniżej), port, niewielka dżungla, rozległe pole golfowe itd.
Niestety, nie mam takiej ilości zdjęć jak z Islandii, byłam na wakacjach i jakoś nie miałam ochoty ciąglę chodzić z telefonem – teraz żałuję. Filmików też już nie mam, musiałam wszystkie usunąć przez wzgląd na pewne wydarzenia. Jednak, nieważne! Zamieszczę to co mam i mam nadzieję, że Wam się to spodoba 😉
W drodze do Hawany, zatrzymaliśmy się na granicy prowincji La Habana i Matanzas. Charakterystycznym obiektem jest most, nad wąwozem, którym płynie rzeka Bacunayagua. przewodnik opowiadał nam historię o tym jak most budowano pięć lat, a i sam Fidel Castro uczestniczył przy jego otwarciu. Nie dziw, w końcu to jeden z siedmiu architektonicznych cudów Kuby. Jednak to nie most ani cudowny widok rozpościerający się z niego były głównym celem naszej podróży. Była nim najlepsza Pina Colada na Kubie i bedąc szczera, wróciłabym na Kubę tylko dla niej! Tak! To była eksplozja smaku i ten rum… Samo podanie i miejsce, w którym ją serwowano są wyjątkowe. Do Pina Colady przygrywała muzyka, a ludzie tańczyli, dobrze się bawiąc.
Pierwsze miejsce, w Hawanie, w którym zatrzymaliśmy się na chwilę. Nazwa pochodzi od trzech biblijnych mędrców. Forteca broni wejścia do zatoki Havana. Dobrze zabezpieczona, armatami, osadzona na skałach sprawia wrażenie ciężkiej do zdobycia. W 1762 roku została jednak okiełznana przez Brytyjczyków, a rok później zwrócona Hiszpanom (więcej o historii Kuby tutaj) . W zaułkach fortecy młodzi kubańczycy umawiają się też na schadzki. Eksplorując miejsca nieoczywiste natrafiłam na jedną parę, tak sobą zajętą, że nawet nmnie nie zauważyli. 🙂
Hawana, to stolica Kuby, a przy tym największe miasto i port na całych Karaibach. Głowny ośrodek przemysłowy kraju; elektromaszynowy, tytoniowy, petrochemiczny, włókienniczy, elektromaszynowy.
Wpisując nazwę “Hawana”, w wyszukiwarce, widzę blogi o tym jak jest piękna, dlaczego warto ją odwiedzić.
Stare, brukowane uliczki Hawany to piękne miejsce. Przewodnik prowadził nas tymi mniej zapełnionymi.
Chcę na to spojrzeć z innej strony. Hawana nie podobała mi się przez panującą tam biedę! Część miasta była dośc nowoczesna, zadbana, ja dokładnie zwiedzałam tą starą, historyczną, ale w dobrym stanie. Niestety, idąc brukowanymi uliczkami i podziwiając architekturę, widziałam rozpadające się domy. Ludzi żyjących, w nich bez światła, prądu, wody. Budynki grożące zawaleniem, ale wciąż zamieszkałe bo mieszkańcy nie mieli gdzie iść. Przewodnik opowiadał o sytuacji gdy jednen z takich budynków zawalił się i wszystkie osoby zamieszkujące go zginęły.
Rum, cygara, również stare samochody; niech to nie zamydli Wam oczu. Ci ludzie nie są aż tak szczęśliwi. Oczywiście, spore dawki witaminy D i alkohol robią swoje. Mieszkańcy żyją też, w swoistej wspólnocie, pomagają sobie. Przewodnik, opowiadał o tym gdy np. w Varadero budują hotel i okoliczni mieszkańcy są jego pracownikami, to “dzielą się” materiałami budowlanymi z sąsiadami, przyjaciółmi bo są bardzo ciężko dostępne na Kubie. Później hotel powstaje kilka lat, a mieszkańcy mają domy, które są w kolorze hotelu i meble jak z nowoczesnego kurortu. 🙂
Czy żyjąc w XXI wieku możesz sobie wyobrazić, że ludzie żyją w takich warunkach?
Plac Katedralny w Hawanie, to moim zdaniem, najlepsza i najbardziej klimatyczna część Starej Hawany. Plac otaczają rezydencje oraz barokowa katedra poświęcona Krzysztofowi Kolumbowi. Mieście się tam też najsłynniejszy bar w całej Hawanie – La Bodeguita Del Medio – gdzie przesiadywał Ernest Hemingway, popijając Mojito! Normalnie spróbowałabym tego słynnego napoju, ale przed przyjazdem czytałam bardzo niechlubne opinie co do ceny i smaku w tym miejscu. Przereklamowane? Dawajcie znać, może Wy próbowaliście i macie odmienną opinię 😉
Symbol Hawany, znany z wygłasznaych na nim przemówień Fidela Castro, oraz odprawionej przez Jana Pawła II Mszy, w 1998 roku. Plac, jest słynny również przez sąsiedztwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który zdobi ogromny mural Che Guevery. Jego wizerunek jest w wielu miejscach na wyspie, ale to tutaj znajduje się ten najbardziej rozpoznawalny. Z pcaem sąsiaduje też Ministerstwo Informatyki i Telekomunikacji, z wizerunkiem Camilo Cienfuegos, który był jedną z ikon kubańskiej rewolucji. Zginął, w 1959 roku, w katastrofie lotniczej, jednak jego ciało nigdy nie zostało odnalezione. Trzecim budynkiem jest Siedziba Komitetu Rewolucji do któej nie można się zbytnio zbliżać gdyż jest obstawion strażnikami, którzy zabraniali nawet robić zdjęcia.
Główne miejsce na placu, w Hawanie zajmuje pomnik Jose Marti (kubański poeta, pisarz, przywódca ruchu niepodległościowego również uważany za bohatera narodowego). Pomnik ma około 120. metrów wysokości. Można na niego wejść do godziny 17:00, wejście jest odpłatne.
Właśnie do Muzeum Rewolucji,dojechałam starym, amerykańskim samochodem. Tam wysiadłam by móc podziwiać jego prezencję. Muzeum mieści się w starym pałacu prezydenckim. Eksponaty wewnątrz to głównie historia Kuby, rewolucja z 50. roku. Fragmenty wystaw obejmują również historię przedrewolucyjną w latach 1895-1898.
W Hawanie, pełnej kontrastów, z jednej widzimy biedę, a z drugiej bogatych turystów. Przyjeżdżając do stolicy Kuby, musisz być nastawiony na to, że kubańczycy będą w Tobie widzieć jednego, wielkiego CUC-a.
Jednak ciężko im się dziwić. Dzięki turystom mogą wieść dobre życie. Rozmawiałam ze sprzedawczyniami na bazarze, w Hawanie; kobiety wykształcone, lekarki, pielęgniarki, nauczycielki, pracownice biurowe. Bardziej opłaca im się sprzedawać talerze oraz magnesy z Kuby niż pracować w szpitalu czy szkole.
Gdy to usłyszałam poczułam zalewającą mnie falę smutku… Kuba traci specjalistów bo zarobki dla osób, które ratują innym życie czy przekazują wiedzę są zbyt niskie.
Jeszcze w Varadero rozmawiałam, ze sprzedawcą obrazów, który chciał wyjechać do Polski bo uważał, że sytuacja tam jest lepsza, że może żyć godnie.
Niejednokrotnie narzekałam na Polskę, ale to na Kubie uświadomiłam sobie, że moja ojczyzna nie jest wcale taka zła. Mamy prawo głosu, demokrację, mamy co jeść, mamy wybór. Możemy skupiać się na innych, kreatywnych rzeczach, a nie tylko na zaspokajaniu podstawowych potrzeb. Nie musimy się martwić o to, że na stacjach paliw zabraknie benzyny czy papieru toaletowego w sklepach (tak, raz w Polsce były jego braki, w czasach COVID). Na Kubie nawet przez tydzień czy dwa może nie być benzyzny (waluta i stare samochody).
Jeśli macie ochotę na ciekawą lekturę o seksturystyce na Kubie to zapraszam TUTAJ.
Jeśli chcecie częściej widzieć pojawiące się zdjęcia czy ciekawe relacje to zapraszam na mój instagram TUTAJ.
W kolejnym poście, O KUBIE (przed nim mogą się ukazać inne o np. Islandii), będzie o rumie i cygarach 😉
Chcesz dowiadywać się na bieżąco o nowych postach – polub mój fanpage .
Życzę Wam miłego dnia !