Dzisiaj coś WYJĄTKOWEGO! Moja pierwsza rozmowa z Martą i Dawidem, założycielami Azylu dla Zwierząt Kurza ŁAPKA
Na początek może powiecie kilka słów o sobie?
Jesteśmy parą, na weganizm przeszliśmy jakieś 7/8 lat temu, a aktywistami jesteśmy niewiele krócej. Działaliśmy dla zwierząt już chyba na wszystkich możliwych płaszczyznach, począwszy od organizowania wydarzeń ulicznych przez wykłady, po dokumentowanie życia zwierząt na fermach i innych tego typu miejscach. Nasze życie poświeciliśmy w 100% dla zwierząt i nie wyobrażamy sobie innej drogi.
Co myślicie o chowie przemysłowym zwierząt, w Polsce
Nie jest kłamstwem, że w Polsce zaczyna dominować chów przemysłowy, można śmiało powiedzieć, że sam w sobie jest on jedną wielką maszyną, w której nie ma miejsca na współczucie, empatię lub poszanowanie zwierząt. Chów przemysłowy to masowa produkcja. Zwierzęta są upychane do granic możliwości, towarzyszy temu ogromny stres oraz brak możliwości spełniania potrzeb gatunkowych. Na przestrzeni lat ich życie zostało sprowadzone wyłącznie do bycia surowcem, jednostką produkcyjną, a ich organizmy zmagają się z niewyobrażalnym cierpieniem fizycznym oraz psychicznym. Nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie działa to tak samo.
Myślę, że macie w sobie wiele empatii, gdyż oddaliście się, w całości zwierzętom- swoim podopiecznym. Skąd w ogóle wziął się pomysł założenia Azylu dla zwierząt?
Jedno z nas już od dawna marzyło o stworzeniu miejsca dla uratowanych zwierząt z hodowli przemysłowych, ale nie wiedzieliśmy, że będą to akurat kury i inne pierzaste. Mieszkając w centrum dużego miasta nie mogliśmy pozwolić sobie na zwierzaki tego typu.
Często jednak udawało nam się ratować zwierzaki z ferm, szukaliśmy im wtedy dobrych domów, jednak nie było to łatwe. W Polsce panuje przeświadczenie, że kury nie potrzebują zbyt wiele, nie są to zwierzęta wymagające i jedyne co im potrzeba do szczęścia to garść rzuconych ziarenek i trochę ogródka do chodzenia. Pewnego dnia udało nam się wyrwać z fermowego piekła pięć brojlerów hodowanych na mięso. Miały one tylko dwa tygodnie, a wielkimi krokami zbliżała się zima. Na fermach jest bardzo ciepło, kury, którym uda się wyjść na wolność nie powinny być narażane na dużą zmianę temperatur. Zdecydowaliśmy się przetrzymać je przez zimę w mieszkaniu, a wiosną wydać je do adopcji.
Ta zima była tą, która zmieniła nasze postrzeganie w stosunku do kur. Zobaczyliśmy, że są one tak samo mądre, ciekawskie jak nasze zwierzęta domowe. Uwielbiały wylegiwać się na kanapie, przytulać się, każde z nich miało swój ulubiony smakołyk, każde miało zupełnie inny charakter. Kurczaki rosły, w mieszkaniu panował armagedon, a wiosna była już tuż za rogiem. Zżyliśmy się z nimi tak bardzo, że wyprowadziliśmy się dla nich z miasta i spróbowaliśmy stworzyć im warunki na jakie zasługują. Kiedy Rafałek – jeden z naszych podopiecznych zachorował stworzyliśmy mu wózek, rehabilitowaliśmy go, spał z nami w łóżku. Mimo swojej niepełnosprawności widać było jak bardzo chce żyć. Wszyscy wokół mówili „to tylko kura, zabijcie ją”. Takie słowa bolały, jednak dały nam jeszcze większą motywacje i rozpoczęliśmy poszukiwania terenu, na którym moglibyśmy stworzyć dom dla tych, którymi nikt się nie interesuje.
Domyślam się, że początki nie były tak “kolorowe”. Jak to wyglądało?
Przeprowadziliśmy się prawie na drugi koniec Polski, wszystko ze względu na dostęp do dobrego weterynarza od kur, których w naszym kraju jest bardzo mało. Na terenie, na którym miał powstać azyl, stało wiele budynków gospodarczych, jednak wszystkie były w złym stanie. Kilka miesięcy zajął nam wstępny remont, po którym można było już przetransportować nasze kurczaki uratowane rok wcześniej. Niedługo później przywieźliśmy kolejne zwierzaki, tym razem były to dwie kaczki z fermy zarodowej. Żyły tam pół roku, po przyjeździe do nas były tak przerażone, że dopiero po 3 tygodniach zrobiły pierwszy krok poza kurnik. Nie potrafiły jeść nic innego niż pasza podobna do tej z fermy, a amoniak, który był w nie wsiąknięty było czuć na naszym całym terenie przez długi czas. Nasz azyl działa od roku, tak naprawdę to dalej są początki. Cały czas remontujemy, powiększamy, udoskonalamy i nie wiemy czy kiedykolwiek skończymy. Im dłużej tu jesteśmy- a zwierząt wciąż przybywa- tym więcej trzeba zrobić.
Rozumiem, że macie ręce pełne roboty 24/7! Z pewnością zwierzaki są z Wami niezwykle szczęśliwe, jak wygląda Wasza codzienność?
Dzień ze zwierzakami zaczynamy ok 6 rano, praca w miejscu pełnym chorych, niepełnosprawnych zwierząt nie kończy się, dlatego naszym marzeniem są nieskończone siły i możliwość braku spania i jedzenia .Jedno z nas pracuje, druga osoba zajmuje się rehabilitacją, sprzątaniem kurników, transporterów czy ogrodu, codziennym czyszczeniem i zmianą wody w basenikach dla kaczek, karmieniem… dużo by wymieniać. Pracy jest od groma. Część naszych zwierząt potrzebuje całodziennej opieki, więc w azylu zawsze musi ktoś być i się nimi zajmować.
Żyjąc w taki sposób na pewno macie lepsze i gorsze dni. Jaki był Wasz najlepszy dzień w Azylu, a jaki ten najgorszy?
Najlepszy moment to ten, kiedy widzimy, że uratowany zwierzak zaczyna się przełamywać i otwiera się na otaczający go świat. Zaczyna dostrzegać, że nic mu nie grozi i rozumie, że właśnie wygrał nowe życie. To najlepsze co możemy tutaj zaobserwować. Jednym z takich momentów są jeszcze zabawy – głównie kaczek. Gonienie się, wskakiwanie do wody, nawiązywanie nowych przyjaźni – można by było oglądać to bez końca. Jeśli chodzi o te najgorsze to chyba każdy może się zgodzić, że to ten moment gdy zwierzę odchodzi. Zresztą „drób” jest bardzo chorowity i musimy nastawić się na częste wizyty u weterynarza, zabiegi, operacje, długie rehabilitacje czy ciągłe podawanie niesmacznych leków, to właśnie te chwile nie są za fajne.
Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jakie to uczucie gdy TAK BARDZO pomaga się zwierzakom. Jak Wy to odczuwacie? Pomagacie im REALNIE i jesteście w to zaangażowani całym sobą, jak to jest?
To jedno z najlepszych uczuć, jednak zawsze jest te poczucie, że pomaga się za mało. Były takie momenty, że codziennie dostawaliśmy pytania czy przyjmiemy kolejne potrzebujące zwierzę. Nasz Azyl ma bardzo małe dochody, brakuje nam ogrodzeń, wolier, kurników, pieniędzy na leczenie i wielu innych, a większość zwierzaków wymaga specjalnej opieki, dlatego nie jesteśmy w stanie przyjąć niezliczonej ilości zwierząt. Jesteśmy zmuszeni odmawiać, bo nie dalibyśmy rady. Zależy nam, aby to miejsce było tym, gdzie zwierzęta czują się „zaopiekowane”, każde osobno, a nie traktowane jako grupa.
Rozumiem, że dodatkowo odwiedzają Was również goście. Jak wyglądają takie odwiedziny?
Osoby, które chcą do nas przyjechać muszą pamiętać, że te zwierzaki nie są chętne do przytulania obcych, często się wstydzą, krępują kiedy nie znają jakiejś osoby. Choć zdarzają się wyjątki. Mimo tego wszystkie są bardzo ciekawskie i lubią towarzystwo. Przez ostatnie wakacje odwiedzających mieliśmy bardzo często, zwierzaki tak się do tego przyzwyczaiły, że teraz codziennie około południa wyczekują podjeżdżającego samochodu tuż pod bramą. Wiedzą, że jak są goście to są owocki i to one są tu gwiazdami, więc bardzo się z tego cieszą. Zimą zwierzaki siedzą głównie w domu lub kurnikach, nie lubią zimna, więc niestety będziemy musieli ograniczyć wizyty wujków i cioć 🙂
Przypuszczam, że z Wasi podopieczni z utęsknieniem będą czekać na kolejny ciepły okres i wizyty gości. Macie wielu podopiecznych, z różnymi historiami. Możecie opowiedzieć kilka ? Jak to się stało, że do Was trafili?
O naszych zwierzakach moglibyśmy opowiadać godzinami. Jedną z ciekawszych i niespotykanych historii ma nasz podopieczny kogut Kazik. Brzmi okrutnie, ale Kazik miał zostać jajecznicą. I właśnie z takim przeznaczeniem został sprzedany na targu w Czechach. Osoba, która rozbijała jajko, ujrzała malutkie, bardzo słabe pisklę. Kogucik przez zbyt szybkie zabranie go od kwoki, przewracanie oraz przenoszenie jajka w najbardziej wrażliwych momentach przed wykluciem urodził się ze zniekształconymi kręgami szyjnymi. Żyje w świecie obróconym o 180 stopni i potrzebuje całodobowej opieki, nie potrafi samodzielnie jeść ani pić oraz potrzebuje pomocy przy poruszaniu się, mimo to bardzo cieszy się z życia! Jest naszym oczkiem w głowie. Opiekunowie Kazika szukali mu domu na terenie całych Czech, jednak nikt nie chciał podjąć się całodobowej opieki nad niepełnosprawnym kogucikiem. Zdecydowaliśmy się wziąć go pod swoje skrzydła.
Historie indyczki, która nie ma jeszcze imienia, bo przyjechała do nas kilka dni temu można nazwać cudem. Zauważona została na poboczu wylotówki z Warszawy. Kiedy trafiła do kliniki weterynaryjnej była w stanie krytycznym. Ciało było w połowie obdarte ze skóry, a jej głowa była pocięta… Najprawdopodobniej wypadła z transportu jadącego do rzeźni. Trafiła na najlepszą opiekunkę i klinikę weterynaryjną, która walczyła o nią z całych sił. Indyczka przez bardzo długi czas borykała się z wielką raną, która nie chciała się goić, wdała się martwica. Jej leczenie trwało kilka miesięcy, choć i tak cały czas nie wiadomo było czy przeżyje. Udało się jej. Wyleczona zapoznaje się właśnie z innymi szczęściarzami, w naszym Azylu. Podobną historię miał nasz Julek – kogut brojler, znaleziony na poboczu drogi w Koszalinie jednak w tym przypadku jako jednodniowy pisklak. Miał przed sobą 6 tygodni życia na fermie, a później trafiłby na ubój. Los tak chciał, że wypadł z ciężarówki jadącej z wylęgarni na fermę. Zamiast 6 tygodni żyje już ponad rok i ma się świetnie! Karolinka, Paulinka, Jagódka, Marcelinka, Franek i Leoś to kaczki, które w hodowli były odpadem. Miały być zabite, bo ich nóżki są chore. Trafiając do nas zyskały opiekę weterynaryjną, wizyty u fizjoterapeuty, rehabilitacje, a tym, które radzą sobie gorzej kupiliśmy wózeczki inwalidzkie.
Podopiecznych wciąż Wam przybywa. Jak to jest z przestrzenią dla nich? Co planujecie?
Nasz teren jest dość duży. Jest jeszcze bardzo dużo miejsca do zagospodarowania jednak nie o teren się tu martwimy. W naszym Azylu mamy głównie niepełnosprawne zwierzaki, a nasza dwójka nie jest w stanie zająć się niezliczoną ilością zwierzaków. Nie zajęlibyśmy się dobrze podopiecznymi mając ich bardzo dużo, więc głównie zależy nam na tym, aby nasze dotychczasowe zwierzęta miały jak najlepszą opiekę i warunki.
Jesteście więc stosunkowo „młodym” Azylem. Rozwijacie się. Zapewne potrzebujecie pomocy finansowej i rąk do pomocy, jak można Was wesprzeć?
Oczywiście zachęcamy do udostępniania naszych postów, aby jak najwięcej ludzi zobaczyło, że te zwierzęta nie różnią się niczym od tych, których uważamy za pupile. Oprócz tego można nas wesprzeć ustawiając cykliczny przelew na patronite.pl/azylkurzalapka, uczestniczyć w organizowanych przez nas zbiórkach na dany cel lub robiąc paczki ze środkami czystości, podkładami, kocami czy innymi rzeczami, które na dany moment potrzebujemy. Jest też możliwość przekazania nam fantów na bazarek oraz oczywiście brać udział w licytacjach, których kwoty zasilą konto Azylu. Zapraszamy również do odwiedzin i pomocy na miejscu!
Dziękuję, za tą rozmowę, cudownie było Was poznać! Gdy będę w Polsce z pewnością odwiedzę to wyjątkowe miejsce <3
Jednocześnie tym postem chcę rozpocząć Naszą współpracę! Na hasło „Kurza Łapka” wpisane w tytule przelewu podczas zakupu książki, 10 zł z pobieranej kwoty idzie na pomoc dla Azylu Kurza Łapka!
Zachęcam Cię do odwiedzania fp Azylu.
Możesz również wesprzeć Azyl, na bazarku
A jeszcze lepiej jeśli wesprzesz ich, w innych sposób, kliknij TUTAJ
A może zastanawiasz się nad kupnem książki, teraz możesz to zrobić jednocześnie wspierając Azyl. Wystarczy, że w tytule przelewu dodasz hasło „KURZA ŁAPKA”.