• Blog
  • Kategorie
    • Islandia
      • Fiordy Wschodnie
      • Fiordy Zachodnie
      • Mroźna Północ
      • Południe Islandii
      • Środek Wyspy
      • Wskazówki
      • Społeczeństwo
    • Włochy
      • Liguria
      • Rzym
    • Wyspy Kanaryjskie
    • Kuba
    • Przemyślenia
    • Weganizm
    • Wywiady
  • Moja książka
  • O mnie
0

Włoskie Wspomnienia: Portovenere

12 września 2022

Włoskie Wspomnienie: Portovenere.

Z mojego kochanego Rzymu udałam się do La Spezi (zwanej często Zatoką Poetów). Miasto znajdujące się w Ligurii. Z Wiecznego Miasta,  znalazłam bezpośrednie połączenie na portalu TrainLine .   Bilet kupiłam z miesięcznym wyprzedzeniem od razu tam i z powrotem dzięki czemu zapłaciłam łącznie około 25 euro. Podróż trwała około 4 godzin. Uwielbiam pociągi więc uwierzcie mi, że byłam zachwycona! Czy czułam strach? Tak, bo oczywiście nasłuchałam się od znajomych jak to w Rzymie na dworcu kradną, pełno bezdomnych itd itp. Kolejny raz nic takiego mnie nie spotkało wtedy też stwierdziłam, że nie będę już słuchać znanych mi ludzi. Gdybym ich słuchała to chyba nigdzie bym nie poleciała sama. Jakoś wszystko odnalazłam, bez żadnych problemów.

Do pokoju, z obłędnym widokiem na miasteczko, który zarezerwowałam, oczywiście przez mój  kochany portal AIRNB również jakoś dotarłam po wcześniejszym dogadywaniu się z właścicielką. Miałam również zapewnione słodkie, typowo włoskie śniadania w kafejce na dole.

W La Spezi zrobiłam sobie bazę wypadową do miasteczek Cinque Terre, dworzec był oddalony ode mnie około 5 minut szybkim marszem.

 

                   Trasa do Portovenere

Moim pierwszym wyborem było Portovenere do którego musiałam udać się autobusem, gdyż nie jeździły tam pociągi. Bilet na autobus kupiłam w kiosku na placu w La Spezi. Kosztował około 2 euro.  Pogoda była deszczowa, ale miałam nadzieję,  że coś się zmieni na miejscu, w końcu miałam tam jechać 40 minut. Zaopatrzona w swoją długą, fioletową pelerynę przeciwdeszczową zakupioną na Islandii, ruszyłam w nieznane.

Niestety, za dużo się nie zmieniło , ale wyprawa była warta przemoczonych butów i plecaka.

Zacznę od nazwy Portovenere, która już sama w sobie ma  pewną magię, a dlaczego?  Portovenere to  Port Wenus.  Według historyków początki miasta sięgają I wieku n.e.

W 1997 roku Porto Venere wraz z sąsiadującym archipelagiem wysp oraz parkiem narodowym Cinque Terre zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

                              Kościół  San Pietro

W swoim planie uwzględnione miałam odwiedzenie wyspy Palmaria, na którą można dostać się promem z  Porto Venere. Niestety, przez opady deszczu i brak zainteresowanych nie udało mi się zrealizowac tego celu. Gdy rozpadało się na dobre znalazłam więc miejsce w jakiejś restauracji w porcie i zjadłam przepyszny placek z ciecierzycy., zwany Ferinata.. był dosyć spory.

Tak naprawdę, on by mi wystarczył by się najeść, ale ja kupiłam jeszcze wegańska pizze, również dobra (nie tak jak placki). Przejedzona do granic możliwości ruszyłam w drogę zaraz gdy opady deszczu nieco się zmniejszyły.

Spacerowałam zabytkowymi uliczkami, mijając kolorowe zabudowania. Wspinałam się po kolejnych schodach i podziwiałam widoki. Odwiedziłam Kościół San Pietro zbudowany w  1198 roku, wzniesiony na starożytnych szczątkach pogańskiej świątyni Wenus.

Poczułam się tam inaczej, jakbym rzeczywiście była blisko “czegoś więcej”, zostałam tam na dłużej zaznajamiając się z tym uczuciem, było niezwykłe.

Przechadzałam się potem uliczką przed kościołem, poprosiłam kogoś o zrobienie mi zdjęcia, zrobiłam selfie  z tą oto niewiastą, wyrzeźbioną przez  Lello Scorzelli. Kobieta niesutannie patrzy w dal, co jest całkowicie zrozumiałe w takim otoczeniu 🙂

 

 

                         Grota Byrona, Portovenere

Przed schodami prowadzącymi do kościoła San Pietro znajduje się Piazza (plac) Lazzaro Spallanzani. Otoczony jest murami obronnymi. W jednej z części muru znajdziemy zejście do trasy przechodzącej przez skały, w dół by móc podziwiać z pewnej doległości słynna Grotę Byrona – najwiekszego ambasadora miasta oraz pisarza.

Można ją oglądac z bliska decydując się na podróż statkiem, jednak przez warunki pogodowe nie było to możliwe. A szkoda! Jaskinie są dla mnie niemal jak zamki 😉

                               Chiesa di San Lorenzo

Zamek Wawrzyńca, który był zamknięty podczas moich odwiedzin, ale nie szkodzi. Widok z zewnątrz również był interesujący.

“Kościół św. Wawrzyńca wśród miejscowych nazywany jest również . Santuario della Madonna BiancaSanktuarium Matki Boskiej, co nawiązuje do znajdującego się w środku obrazu przedstawiającego Matkę Boską. Zgodnie z lokalną tradycją pod koniec XIV wieku przed obrazem stanął jeden z mieszkańców prosząc Marię o pomoc w pokonaniu zarazy. Natychmiastową odpowiedzią na modlitwę miało być “podświetlenie” kolorów malowidła, a efektem długofalowym wyplenienie zarazy. Po tym wydarzeniu obraz przeniesiono do kościoła św. Wawrzyńca, w którym znajduje się do dziś.”   Zapożyczone z  podrozepoeuropie.pl

 

                                     Castello Doria

Później dostrzegłam zamek. Stało się. Doznałam swojej zamkowej obsesji, w pełnym spektrum. Musiałam się tam dostać, za wszelką cenę. Zaczęłam szukać więc wejścia, okrążać budowlę i ogrody no i w końcu znalazłam upragnione przejście.

Kupiłam bilet i ruszyłam na zwiedzanie zamku Castello Doria (Zamek Doriów). Podziwiałam widok z tarasów, spoglądając na miejsce, na którym znajdował się Kościół Piotra. Wyglądał jak śpiący smok (tutaj tego nie widać , jednak za roślinnością jest dalsza część skały na której wznosi się Kościół)

Znowu poczułam to odrealnienie, zupełnie jakbym znajdowała się w bajce. Na tarasie zamku były drzewa, które porastały mandarynki.

Z kraju “zimna i ciemności” znalazłam się w tej bajecznej krainie pełnej drzew, natury, soczystych kolorów, a przede wszystkim ciepłego –  nawet podczas deszczu- powietrza. Przemierzając korytarze ruin zamku celebrowałam te momenty. Zamek został zbudowany XII-XIV wieku, należał do rodziny o tym samym imieniu.

Po lewej stronie zamku Doriów możemy znaleźć cmentarz, inny od tych które znamy.

 

Byłam nieco rozczarowana deszczem, ale wciąż w dobrym humorze. Wróciłam do mojego przytulnego pokoju w La Spezi. Kolejnego dnia chciałam kupić bilet po Cinque Terre, ale… nie mogłam! Przez pogodę. Dzień ten poświęciłam więc na  Dolce far niente czyli przyjemności oddawania się nic nie robieniu! Cudowny dzień! Na targu znajdującym się na przeciw mojego domu zakupiłam soczyste truskawki, pomarańcze, mandarynki i banany, a w sklepie ciastka  GRISBI, okazało się, że  nie  są wegańskie, ale do tej pory o nich myślę. Były to NAJLEPSZE ciastka sklepowe jakie jadłam W ŻYCIU ( mogą konkurować z korzennymi)! Połączenie smakowe truskawek i tych ciastek było po prostu boskie! Zajadając się tymi rarytasami i oglądając po raz setny “Friends”, podśpiewując pod nosem piosenkę z czołówki, czułam się wyjątkowo dobrze, w końcu na tych wakacjach- mogłam odpocząć!

“It’s like you’re always stuck in second gear
When it hasn’t been your day, your week, your month
Or even your year..”

 

Prosiłam wszechświat by mój ostatni dzień w Ligurii był słoneczny 😉

Jak myślicie? Dostąpiłam zaszczytu “magii” promieni słonecznych?

 

 

 

 

 

Panna Sarna
Panna Sarna

Powiązane wpisy

16 stycznia 2023

Włoskie Wspomnienia; Vernazza, Monterosso


Czytaj dalej
3 października 2022

Włoskie Wspomnienia; Corniglia


Czytaj dalej
26 września 2022

Włoskie Wspomnienia: Manarola, Volastra


Czytaj dalej

1 Comment

  1. Włoskie Wspomnienia: Riomaggiore - Panna Sarna pisze:
    19 września 2022 o 14:22

    […] wybrałam ta destynację poza sezonem, ale niestety była sobota, nie tak to planowałam, ale deszcz dzień wcześniej udaremnił mi […]

    Odpowiedz

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Panna Sarna

Zauroczona Islandią poszukiwaczka przygód i natchnienia marzycielka mieszkająca na północy od 30. czerwca 2018 roku. Islandia to jedno z tych miejsc, które TRZEBA zobaczyć. Wszystko jest tu inne! Styl życia, myślenia, krajobrazy, a także ludzie! Jedyne czego żałuje to to, że nie odkryła tego kraju wcześniej - jeszcze w trakcie studiów!

Najnowsze wpisy

  • Rozstania na emigracji
  • Włoskie Wspomnienia; Vernazza, Monterosso
  • Włoskie Wspomnienia; Corniglia
  • Włoskie Wspomnienia: Manarola, Volastra
  • Włoskie Wspomnienia: Riomaggiore

Najnowsze komentarze

  • Włoskie Wspomnienia: Manarola, Volastra - Panna Sarna - Włoskie Wspomnienia: Riomaggiore
  • Panna Sarna - Nauka islandzkiego, runda trzecia!
  • Panna Sarna - Randkowanie z Islandczykami
  • Włoskie Wspomnienia: Riomaggiore - Panna Sarna - Włoskie Wspomnienia: Portovenere
  • Mexx - Randkowanie z Islandczykami
© Copyright PannaSarna.blog . Wszystkie prawa do treści oraz grafik zastrzeżone. Kopiowanie zabronione.

Zanim wyjdziesz zerknij jeszcze tutaj

pannasarna

Zamknij