Rozstania na emigracji, w ramach przypomnienia dawnych wątków.
Pamiętacie wpisy, które najbardziej Was porwały? Jak “Randkowanie z Islandczykami” czy “Życie singielki VS ceny w Reykjaviku”. Mam dobrą wiadomość, wracam do tego! Jest to temat zaledwie muśnięty, a myślę, że wymaga większej rozbudowy i smaczków!
Zacznijmy więc od tematu rozstań! W końcu tak właśnie, zaczyna się singielstwo 😉
Znam lub miałam przyjemność poznać, wiele osób; zarówno kobiet jak i mężczyzn, które dzięki zranionemu sercu spakowało walizki i wyjechało, w siną dal. Bliżej lub dalej. Często nie znając nikogo, nie mając konkretnego planu, bez czyjejkolwiek pomocy, znajomości. Czasami miały już zorganizowaną pracę, w nowym miejscu, ale nie zawsze.
Jedni nazywają to ucieczką, inni odwagą. Dla mnie ma to dwojakie znaczenie, bo z jednej strony uciekamy od wspomnień od zagrożenia widzenia osoby, która jeszcze tak niedawno była dla nas bliska – w końcu trochę czasu z nią spędziliśmy. Z drugiej strony spakowanie całego swojego życia, w jedną mniejszą czy większą walizkę, to niebywała odwaga. W końcu, ryzykujemy wszystko!
Czasami, w nowym miejscu mamy przyjazną osobę, a innym razem nikogo z nami nie ma. Budujemy swoje życie od początku. Znam osobę, która mieszkając, w odległym miejscu na Islandii, uciekając przed toksycznym związkiem spakowała wszystko do starego gruchota i dojechała do stolicy, w której nikogo nie znała. Samochód zepsuł się gdy dojechała. Musiała budować swoje życie, w obcym kraju od początku; poznawać ludzi, znaleźć mieszkanie. Wszystko zrobiła sama.
My, kobiety (i nie tylko) mamy tą niebywałą moc przetrwania. Często po rozstaniu jesteśmy przybite, rozpaczamy, cierpimy, aby chwilę później dosłownie rozkwitnąć. Budzi się, w nas wola walki, wola rozwijania swoich pasji, skupienia na sobie. To wszystko, co często ignorujemy, będąc w związku czy związkopodobnym, bezprzyszłościowym tworze.
Otwiera się przed nami nowe życie, nowy rozdział! Sama po rozstaniach często wybierałam ucieczkę. Nieważne czy był to inny kraj, czy miasto- liczyło sie tylko to by uciec jak nadalej. By czerpać z życia pełnymi garściami, zdobyć się na to szaleństwo, na nowe emocje, które towarzyszą nam gdy zaczynamy wszystko od nowa! Często zaczynałam tą przygodę z depresją. Nie jedząc, leżąc w łóżku i nie widząc sensu życia. Po burzy, jednak zawsze wyłaniało się słońce. A gdy czułam się juz doskonale sama, nagle znowu musiałam kogos znaleźć. Tkwić w czymś co było dla mnie niewystarczające. Sabotować. Potem nastepowało zerwanie i znowu to samo. Plan, pakowanie, ucieczka.
Nieważne czy związek trwał trzy miesiące, pieć lat czy dziesięć, przed rozstaniowymi uczuciami nie ma ucieczki. Oczywiście, im dłuzej tkwimy, w relacji tym trudniej jest nam ją zakończyć. Ludzie boją się samotności. Sama byłam, w relacjach, które trwały pięć lat i zakończenie ich było dla mnie niezwykle ciężkie. Chociaż czasami trudne może być również skończenie czegoś co trwało zaledwie kilka miesięcy i nawet nie nosiło miana związku. Wszystko zależy od tego jak dużo energii, czasu i uczuć zainwestowaliśmy, w tą relację, jak bardzo poświęciliśmy siebie, czy była toksyczna.
Toksyczne relacje dostarczają najwięcej, mocnych emocji, uzależniają. Na szczęscie, w końcu jesteśmy tak wykończeni, że jeszcze większym szaleństwem niż zakończenie ich wydaje się kontynuacja. Jeżeli jesteś sam, w nowym kraju, nie masz przy sobie bliskich przyjaciół, to możesz czuć się samotny, przytłoczony. Często takie osoby decydują się na pewne znajomości jedynie przez doskwierającą samotność. Wszystko jest w porządku o ile druga osoba, ma tak samo i nikogo nie ranimy.
Wyobraźcie sobie, że na Islandię często przyjeżdżają pary, a po jakimś czasie wspólnej pracy i wspólnego mieszkania ich związek rozpada się lub stają się sobie jeszcze bliżsi. Większy procent par, które poznałam rozstało się- sama byłam jedną z nich. Znam kobiety, które dzięki rozstaniu wyruszyły w niezwykłe podróże, wyprowadziły się do słonecznych miejsc, zaczęły spełniać swoje pasje, być wierne sobie i swoim przekonaniom. Nie decydować się na minimum, na które zgadzały się wcześniej.
Nie mówię, że spakowanie się i wyjazd jest złym pomysłem, bo to otwiera nowy rozdział. Czasami mroczny, ale nawet ten najciemniejszy może się rozświetlić. Cieszę się, że trafiłam na Islandię. Przeżyłam tu wiele negatywnych chwil, ale o wiele, wiele więcej pozytywnych. Uważam, ż przyjazd na tą wyspę był jedną z najlepszych decyzji w moim życiu. Tak wiele się zmieniło! Jednak nic nie jest łatwe od początku. Teraz staram się nie uciekać, ale czasami ciężko jest nie zatopić się w znany schemat. Ilu z Was zdecydowało się na przeprowadzkę do innego miasta lub kraju? A może po prostu na dłuższą wycieczkę za granicę? Czy uważacie, że jest to ucieczka czy może odważny krok?
W Klubie Polek, znajdziecie moje felietony o życiu na obczyźnie 🙂