Wybaczcie mi spóźnienie z postem. Bardzo Was za to przepraszam.
Miał być post o Seyðisfjörður, ale przez problemy ze sprzętem chcę dziś podzielić się z Wami relacją z oszałamiającej drogi nr 953, Mjóifjörður oraz wąwozie Prestagil.
Mjóifjörður jest uważany za jeden z najpiękniejszych islandzkich fiordów. Nie mogę tego jeszcze potwierdzić ponieważ nie widziałam wszystkich, ale zakochałam w nim oraz w drodze 953 . Jego nazwa oznacza dosłownie “wąski fiord”
Droga nr 953 jest niebezpieczną drogą, stromą, żwirową i z licznymi ostrymi zakrętami – aby się na nią targnąć trzeba być dobrym, spokojnym kierowcą lub jechać bardzo powoli zachowując stoicki spokój i opanowanie – oczywiście samochód terenowy 4×4 bardzo w tym pomaga. W zimie droga jest całkowicie zamknięta – mieszkańcy maleńkiej “wioski” -leżącej nieopodal oceanu w zimie mogą przemieszczać się wyłącznie promem do sąsiedniego miasteczka – nawet wielkie samochody terenowe z napędem 4×4 z kolcami na oponach – jakimi zwykli jeździć islandczycy nie dadzą rady w pojedynku z wjazdem, zjazdem z drogi 953. My jechaliśmy tam maleńką kia i kolejny raz byliśmy JEDYNYM takim samochodem, ale mieliśmy bardzo dobrego kierowcę więc przeżyliśmy 🙂
Fiord jest długi na 18 kilometrów z obu jego stron schodzą strome zbocza gór po których spływają liczne wodospady. Najpiękniejszy i zarazem najciekawszy z nich to kaskadowy Klifbrekkufossar – możemy do niego dotrzeć drogą nr 953 na zjeździe do fiordu.
Żeby do niego dotrzeć trzeba przejść maleńką rzeczkę 🙂
Co mnie najbardziej tam zachwyciło ? Wszystko wyglądało jak namalowane. Niestety na zdjęciach tego nie widać. Do moich zdjęć, które tu zamieszczam nie daje żadnych filtrów, ale czasami myślę, że zdjęcia z filtrem bardziej przypominałyby rzeczywistość jednak boję się przerysowania. Nie chcę by ktoś był zawiedziony przyjeżdżając do tego miejsca (nie sądzę by było to możliwe, ale kto wie).
Strome zbocza wysokich gór, tak piękne przy słonecznej pogodzie.
Islandzka bajka – wymarzona pogoda 🙂
Nieopodal wodospadu znajduje się wąwóz Prestigil (dosł. wąwóz księdza), którego nazwa wywodzi się z … no właśnie. Będąc w Islandii słyszałam już trzy wersje – bardzo do siebie podobne. W wąwozie żyła wiedźma lub trollica ( zależy, która wersja), która zwabiała nieszczęśników (w tym księdza) do swojej kryjówki. Według drugiej legendy trollica przychodziła do Kościoła aby oczarować księży po czym zwabiała ich do wąwozu i zjadała ich.
W głębi fiordu znajdują się resztki osady Asknes (zał. w 1900 przez Norwegów) – była to jedna z największych stacji wielorybniczych na świecie, zatrudniała 200 osób. Obecnie w całym fiordzie żyje 40 osób.
Kolejnym przystankiem powinien być przylądek Dalantagi. W dalszym ciągu jedziemy drogą nr 953 przejeżdżając przez mikroskopijnych rozmiarów “miasteczko” i kierując się dalej żwirową, krętą, długą drogą. prowadzącą do przylądka. Droga ta dostarcza niesamowitych wrażeń.
Na końcu drogi czeka latarnia morska, która niestety była zamknięta gdy tam przyjechaliśmy. Jest to najstarsza islandzka latarnia (1895 rok). Zamkniętą latarnię wynagrodził nam widok na fiordy Loðmundarfjörður, Seyðisfjörður oraz otwarty ocean.
Pamiętajcie, o zarezerwowaniu sobie dłuższego czasu na wschodzie bo niestety, ale trochę to wszystko trwa. Zaoszczędzi Wam to złości i smutku, które mnie spotkały. Moja pierwsza wizyta na fiordach wschodnich była niezwykle krótka. Zobaczyliśmy ogromną liczbę miejsc, ale bez przerwy byliśmy w drodze i tu np. droga na przylądek Dalantagi W CAŁOŚCI nie cieszyła nas tak jak powinna bo toczyliśmy walkę z czasem.
Kolejny post ukaże się 3/4 czerwca 🙂