Hej!
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i że miło spędzacie czas kwarantanny.
W Islandii nie ma kwarantanny (przynajmniej w moim mieście), zamykają restauracje do których chodzili głównie turyści (w tym tą, w której znowu zaczęłam pracować). Patrząc na statystki jest coraz gorzej. Na dzień dzisiejszy w Islandii jest już 568 przypadków zarażenia na tą chwilę ( klikając w ten link możesz sprawdzić jak wygląda sytuacja na świecie https://www.worldometers.info/coronavirus/?fbclid=IwAR3ekwu1Qzx1mNCRmBkdv6N_uOfY0YMlqVh2w5bO0TPICbJ2dx2JrsFYzWs ) i z dnia na dzień jest tego coraz więcej, a przecież w Islandii żyje porównywalna liczba osób jak w samych Katowicach.
Niebawem Islandia zaostrzy działania ponieważ te prowadzone obecnie najwyraźniej nie przynoszą zamierzonych rezultatów (zakaz masowych imprez, dwa metry odstępu od drugiej osoby, odkażanie rąk). Jeszcze jakieś dwa tygodnie temu koronawirus był dla mnie żartem,a teraz zaczynam się trochę bać – nie chodzi o mnie tylko o starsze osoby i schorowane, które możemy w tym czasie zarazić jeśli jesteśmy nosicielami. Przesadne stresowanie się też nie jest dobre, dlatego dziś, W KOŃCU dodaję post o zorzach polarnych <3.
Gdy dwa lata temu byłam już gotowa na wyjazd do Islandii i nie mogłam się go doczekać to moim największym marzeniem było zobaczenie zorzy polarnej. Na spełnienie go musiałam trochę poczekać, w końcu gdy przyjechałam był czerwiec 🙂 byłam cierpliwa bo Islandia tak bardzo mnie zafascynowała, że zapomniałam o zorzach aż do listopada, a później nagle sobie o nich przypomniałam.
“Aurora Borealis, zwana inaczej zorzą polarną, to unikatowe zjawisko zachodzące wskutek wybuchów na powierzchni Słońca. Fala magnetyczna, czyli tak zwany wiatr słoneczny, spowodowany eksplozją dociera do Ziemi pod postacią spektakularnych pasm światła ukazujących się na niebie, zmieniając przy tym barwę od jasnozielonej po intensywny fiolet. Pierwszy zapis dotyczący zorzy polarnej pochodzi już z I wieku naszej ery, kiedy to Seneka Młodszy opisał ją w swoim dziele „Naturales quaestiones”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Problemy”, jako okrągłą, kolorową lukę w niebie. ” (pobrane z http://www.fiordy.com/index.php?page=zorza_polarna )
Pierwszej zimy nie miałam zbyt wiele szczęścia. Zorze, które widziałam były głównie białe co nie budziło we mnie żadnych emocji (nie mam nawet ich zdjęć). Kilkanaście razy przegapiłam cudowne zorze gdyż byłam akurat w pracy i nie mogłam wyjść na zewnątrz, a zorza to często 10-15 min, a nawet mniej.
Najpiękniejszą zorzę jaką widziałam w 2018/2019 roku przedstawia pierwsze zdjęcie poniżej, które umieściłam już w poście “Jak wygląda zima w Islandii? cz.1”
Po przeprowadzce do Husaviku myślałam, że nie zobaczę już lepszej zorzy, ale..jak bardzo się myliłam. Najpiękniejszą widziałam na zachodzie, ale chcę Wam jeszcze pokazać tą z Husaviku. Na zorzę najlepiej wybrać się z dala od świateł. dlatego w zimowe wieczory często jeździliśmy z narzeczonym za miasto, na średniej wielkości górkę z której widać było ocean.
Jeździliśmy też w inne miejsca, jak czarna plaża obok/w Husaviku … wszędzie tam gdzie byliśmy z dala od świateł.
Zdarzały się też sytuacje, że zorza była tak mocna, że wychodząc na schodki przed nasze mieszkanie w Husaviku widzieliśmy ją (mieszkamy niemalże w centrum miasteczka).
Prawdopodobieństwo na pojawienie się zorzy sprawdzaliśmy zawsze na https://play.google.com/store/apps/details?id=com.jrustonapps.myauroraforecast&hl=pl W dni kiedy prawdopodobieństwo było wysokie lub średnie, a niebo bezchmurne jeździliśmy w jej poszukiwaniu.
Najpiękniejszą zorzę widzieliśmy w okolicach miejscowości Flateyri na fiordach zachodnich. Słuchaliśmy wtedy szumu oceanu na obrzeżach miasteczka i patrzyliśmy na ocean, a raczej w miejsce w którym się znajdował gdy nagle zobaczyliśmy małe pasmo zieleni.
Z minuty na minutę zorza zwiększała swój zasięg, tańcząc dziko na niebie; przechodziła w różne kolory/odcienie; czerwony, fioletowy, pomarańczowy, zielony – na zdjęciach widoczny jest tylko zielony – dlatego właśnie zorzę trzeba zobaczyć na własne oczy bo nie sposób opisać tego tańca 🙂
Zorza była już na całym niebie, nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego, Tyle kolorów, tak wyrazista… Samochody jadące w stronę miasta zatrzymywały się z piskiem opon, a ludzie wychodzili z nich aby popatrzeć na to cudowne zjawisko <3
Zorza trwała i trwała… i nic nie zapowiadało, że nagle zniknie… około 40 minut zorzy <3 to dopiero magia! <3
Pierwszy, najważniejszy powód dlaczego warto odwiedzić Islandię zimą to ZORZA POLARNA. Pamiętaj o tym planując swój pobyt w tym pięknym kraju.
Zorze można już zobaczyć końcem września (bardzo delikatne) do tak połowy kwietnia – oczywiście nie są to już spektakularne zorze, ale są,a to zawsze miły dodatek do podróży.
Życzę Wam wspaniałego tygodnia i zachęcam do polubienia bloga (przycisk z gwiazdką pod postem “Polubienia”) oraz zostawiania komentarzy <3
3 Comments
[…] ❤ . Gdy wróciliśmy do Flateyri to widzieliśmy najpiękniejszą zorzę polarną (patrz post https://pannasarna.blog/2020/03/22/piekno-zorzy-polarnej/ […]
Super wpis❤!
[…] na to, ze pojawi się w danym dniu! O niepowtarzalności zorzy polarnej możesz przeczytać tutaj https://pannasarna.blog/2020/03/22/piekno-zorzy-polarnej/ […]