Hej!
Nie pisałam jakiś czas, bo nie miałam nastroju na posty o słonecznej Kubie, w której rządziła beztroska, a rum lał się strumieniami. Dlatego dzisiaj coś innego podobnego do postu “Życie na emigracji”. Z radością mogę Was też poinformować, że przeszłam nabór do portalu Polki na Obczyźnie. Za jakiś bliżej nieokreślony czas ukaże się tam mój artykuł, również bardziej na zasadzie przemyśleń z życia w innym kraju. Gdy tylko się pojawi od razu opublikuję go na swoim fp, więc jeśli jeszcze go nie obserwujesz to zachęcam do rozpoczęcia ;)
Za oknem pada śnieg, chłód przenika niemal do kości. Wiele miejsc jest jeszcze zamknięta lub otworzy się dopiero końcem kwietnia. Depresja powoli, niemal niezauważalnie kawałek, po kawałku otula nas miękkim kocykiem, zniechęcając do jakichkolwiek działań.
Czasami dopadają nas złe myśli, zaczynamy wątpić, w to czy kiedyś nadejdzie lepszy czas, czy jesteśmy dobrymi ludźmi? Dojdziemy kiedyś, w życiu, do tego co sobie wyznaczyliśmy? Będziemy szczęśliwi? Poznamy Pana lub Panią z naszych snów?
Walczymy ze swoimi demonami, w końcu każdy z nas je ma, czyż nie? Często dopadają nas gdy zapada zmierzch i zostajemy sami. Wtedy, gdy leżymy w łóżku słuchając muzyki, z dala od wszystkiego i wszystkich; w związku, gdy nasza “druga połowa” powoli zasypia. W mroku wszystko jest inne. Będąc na emigracji, zastanawiamy się co u naszych bliskich, czy są zdrowi? czy wszystko u nich w porządku? kiedy znów ich zobaczę?
W czasach COVID-a, demonów namnożyło się więcej, a świat przewrócił się do góry nogami, wystawiając do nas środkowy palec. Pokazał, że plany, nawet te najlepsze, czasami nie wychodzą. Ujawnił nasze zabieganie i to jak bardzo się od siebie oddaliśmy. Pokazał, że często siedząc w jednym domu nie możemy ze sobą wytrzymać bo jesteśmy już na przeciwnych biegunach. Niektórzy naprawili to, inni zakończyli relacje, które nie miały już sensu i powoli dopełniały swego żywota.
Jednak czy to, że coś przedłuży się o dwa, trzy lata, ma duże znaczenie? Nic z tym nie zrobimy. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, dlatego po co o nich myśleć? Lepiej zauważać piękno, w tych “błahostkach” dnia codziennego. Uśmiechu przypadkowego przechodnia, zapachu kwiatów, promieni słońca odbijających się, w spokojnej tafli jeziora, tym, że mogłam dziś otworzyć oczy i wstać z łóżka.
Każdy ma swoje demony, ale dobrze jest znaleźć w sobie siłę. Zaakceptować się lub postarać się wprowadzić nowe nawyki. Uśmiechnąć się do siebie w lustrze i powiedzieć “Kocham Cię”, bo czyż najważniejszą miłością nie jest ta, którą darzymy siebie samych? Jeżeli nie kochamy siebie to nie możemy pokochać drugiej osoby. Jeżeli codziennie budzimy się z myślą “o nie, znowu muszę wstać i iść do pracy której nie cierpię”, “o nie dalej nie mam pracy, co będę robić cały dzień”. Warto z tego korzystać. Obecnie posiadanie pracy jest pewnego rodzaju luksusem 😉 A gdy cała covidowa epidemia minie i pozostanie tylko historią to przecież wtedy możemy zmienić pracę lub znaleźć lepszą. Korzystajmy z tego co mamy. Rozmawiajmy ze sobą, kochajmy się aby gdy wieczorem pojawią się demony powiedzieć ” Dziękuję, ale wszystko będzie dobrze, wiem o tym.”
Nie bądźmy dla siebie zbyt surowi 😉
Kolejny post pojawi się gdy blog przejdzie niewielką przemianę; organizacja kategorii, zrobiło się ich trochę wiele i są nieuporządkowane. Początkowo miałam pisać tylko o Islandii, ale z biegiem czasu stwierdziłam, że przecież i tak tutaj nie zostanę na zawsze i chcę pokazać Wam inne kraje, weganizm czy podzielić się swoimi przemyśleniami. Ten blog to moje hobby, odpręża mnie, działa jak wieczór ze świecami i kubkiem gorącej czekolady, otula ciepłem moje serduszko 😉 Przez zmianę wordpressa (brak translatora) straciłam wielu anglojęzycznych czytelników, nad czym szczerze ubolewam bo fantastycznie było dostawać od Was te miłe wiadomości i zdjęcia ze słonecznego Santa Barbara, Miami czy Barcelony <3 Może to też da się kiedyś zmienić, może nawet mi się to uda 😉 Na pewno spróbuję 😉