Masz czasami tak, że mimo iż wiesz, że coś nie jest dla Ciebie dobre, to nadal w tym tkwisz?
Zapomniałeś o swoich prawdziwych celach, marzeniach bo jest Ci wygodnie tu gdzie obecnie jesteś? Uważasz, że jesteś szczęśliwy?
Nie czujesz niepokoju, gonitwy myśli, nocami możesz spać i ludzie Cię nie irytują? Widzisz.. jeżeli czujesz te emocje to przykro mi to stwierdzić, ale nie jesteś. Wmawiamy sobie, że jesteśmy bo kłamstwa, którymi się karmimy w końcu stają się prawdą. Często w czasach największego załamania wstawiamy na portale społecznościowe najwięcej postów, zdjęć, jesteśmy aktywni. Pewnego dnia jednak ta “bańka” pęka.
Mogę podać łatwy przykład. Widzisz… bywają okresy kiedy czuję się na maksa zmotywowana, szczęśliwa, podjarana życiem, ludźmi, projektami, celami. Mam milion pomysłów, kupę energii, chodzę nakręcona i każdego dnia chcę więcej! No i biorę na siebie coraz więcej. Książka, blog, instagram, marketing, kilkanaście emaili do przeróżnych organizacji, doprowadzanie angielskiego do poziomu, w którym będę mogła pisać artykuły, kurs z tego, tamtego, dwie prace, dwugodzinne treningi, spotkania z przyjaciółmi, dobrymi znajomymi, poznawanie nowych ludzi, a tam, jeszcze islandzki sobie weźmy, no bo czemu nie.. więcej, więcej!
Cudowny przepis na katastrofę!
Wszystko idzie dobrze, ale po jakimś miesiącu, dwóch, czy nawet dwóch tygodniach przez niewyspanie, zmęczenie wszystko szlag trafia. Co gorsza wszystko jest rozgrzebane, nic nie skończone, przychodzi irytacja, rozdrażnienie. Wtedy nagle odłączam się od świata. Kontakty z ludźmi zwyczajnie mnie irytują, chociaż w niczym nie zawinili. Ciało robi się spięte. Doskonale pamiętam ten ciągły niepokój, który towarzyszył mi przez kilkanaście(TAK, KILKANAŚCIE!) lat mojego życia. Znikał na jakiś czas; raz nawet na pół roku, więc gdy wraca nie chcę go! Wiem już jak to jest żyć bez niego.
Ostatnio wzięłam na siebie zbyt wiele. Całkowicie olewając metodę małch kroków. Oczywiście, argumenty znajomych, rodziny, że przesadzam traktowałam machnięciem ręki “aa tam..”. Całkowita ignorancja, a w głowie melodia z “Marzenie mam” , plus pięć dodatkowych myśli, jak to ja. No bo co oni tam mi będą gadać? Ja chcę coś osiągnąć, nie ma czasu! Tylko ciężka praca. Nawalanka, spanie po cztery, pieć godzin dziennie, dwie prace i jazda, a może jeszcze jakiś wolontariat? W końcu czemu nie… Ten super coachowy tekst “Jestem szczęśliwa, pracuję na swoją przyszłóść”, a jednocześnie rosnąca irytacja bo GDZIE TE EFEKTY!
Znasz to?
Pewnie dalej myślisz, że robisz za mało, że przecież możesz więcej? “DAJ MI WIĘCEJ!!”. STOP. Serio. Weź wdech, wydech. Uspokój się, nie biegaj, nie jesteś na prochach (no chyba, że coś wzięłaś 😀 ) ani na żadnym wyścigu. Wyluzuj. Wiem, ciężko to zrobić… teraz pewnie w głowie masz już mnóstwo “ale”.
Podzielę się z Tobą tym co zauważyłam, na swoim przykładzie.
Gdy skupiam się na mniejszej ilości rzeczy(metoda małych kroków) i wszystko wykonuję sumiennie, dzieją się cuda! Po pierwsze ciało wrzuca na luz. Zasypiam od razu, nie czuję irytacji, przyjemność sprawia mi odsłuchiwanie wiadomości czy kontakt z ludźmi. Jestem uśmiechnięta, miła i serdeczna. Mam mnóstwo pomysłów, ale nie latam jak naćpana. Kilka DNI temu moje ciało powiedziało, stop. Wszystko mnie bolało, byłam osłabiona, niewyspana, podirytowana, życie nie miało sensu, ja byłam beznadziejna, a ludzie mnie zasmucali, ba! znienawidziłam nawet moją terapeutkę i chciałam zrezygnować z sesji.
Pewnego dnia, posłuchałam sobie kilku podcastów, zrobiłam parę ćwiczeń z samorealizacji, wolne od treningów, więcej snu, jedno ciasteczko na nocnej zmianie( wcześniej reżim, a potem jedzenie kilkunastu kawałków, chipsów, pizzy, obojętne byleby było niezdrowe).
Zadałam sobie kilka pytań.
Tak, no bo widzisz… niby od kilku lat chcę ruszyć w podróż, ale nadal jestem w Islandii. Gdy byłam zaręczona mówiłam sobie “tak będzie dla nas lepiej, domek w Polsce, stabilizacja, pieniądze, podróże przyjdą później”. KIEDY PÓŹNIEJ?
Potem zerwane zaręczyny, ale COVID. No ok, planem była Nowa Zelandia, zamieszkanie tam na jakiś maks rok (wiza do 30. roku życia), ale lata lecą, wizy nadal wstrzymane, ok odwiedzę ją turystycznie. Jestem już zaszczepiona i co… i dalej jestem w Islandii.
Niby ok, zbieram pieniądze, ale cholera.. mnie aż nosi. Super jest zwiedzać tą barwną wyspę z jej unikalnymi krajobrazami i z tak WSPANIAŁYMI ludźmi, za których jestem niewyobrażalnie(serio!) wdzięczna. ŚWIETNIE, ale znam ją już niemal całą, tęsknię za słońcem, dzikimi zwierzętami, chociażby wiewiórkami, sarnami. Jednak widzisz, zasiedziałam się tutaj… ta wyspa wciąga. Łatwość zarabiania pieniędzy, niemal zerowy poziom biurokracji, podejście do życia islandczyków, ogólny brak organizacji panujący tutaj najczęściej w miejscach pracy.
Seljalandsfoss, 2020. Książka “Odwrócone Role”.
Więc tak. Podjęłam decyzję, że nieważne co będzie i jak będzie, w 2022 ruszam w tą podróż, opuszczam tą bezpieczną przystań i zmierzam tam gdzie poniesie mnie serce, oczywiście z laptopem aby móc pisać, bo tego nie porzucę! Poczyniłam już nawet pierwsze kroki, decyzja została podjęta, koniec, a może raczej początek 😉
Masz coś czego pragniesz, ale jakoś ciągle odkłada się w czasie? Może jest kilka takich rzeczy?
U mnie jest wiele, a dziennie robię mnóstwo rzeczy i tego nie doceniam. A trzeba się doceniać, przytulać, głaskać po głowie za dobrze wykonaną pracę.
Moje myśli ciągle krążą wokół dzieła “Odwrócone Role”, nauka islandzkiego tylko demotywuje mnie do życia, a nowe strony w książce kompletnie nie mają sensu. Do tego wszystkiego odczuwam chroniczne zmęczenie -czas dokonac eliminacji.
Tak oto piszę ten post, poczułam go. Chciałam go napisać. Chciałam, a nie musiałam bo to sobie narzuciłam. Nie planowałam go. Miał być o czymś całkowicie innym, ale czasami warto zmienić plan.
Odrzuciłam więc jedną pracę, zawiesiłam pisanie książki do mementu kiedy to poczuje, poprawiam jedynie (albo aż) mapę świata i szlifuję plan fabuły oraz opisy bohaterów. Islandzki odrzuciłam, by z podwójną mocą skupić się na angielskim, włączyłam podcasty, które mnie interesują, zmniejszyłam czas treningów, zwiększając ilość snu, weszłam jak burza w promocję i tak, zaczęły wydarzać się cuda, a to dopiero jakiś tydzień. Oczywiście, często efekty przychodzą dopiero po dłuższym czasie bo jest to metoda małych kroków – jedyna słuszna!
Ważne jest też aby nie słuchać opinii innych o tym, że Ci się nie uda, że pomysł kiepski. Nieprawda. Na początek, co oni o tym wiedzą? Robią coś takiego, czego dokonali? Może po prostu lubią wszystko negować, a sami siedzą sobie wygodnie i grają ekspertów. Zamiast negować mogą nam pomóc, zagrzać do walki, zmotywować, ale na pewno nie mówić, że coś nie ma sensu.
Wiesz, ile razy Rowling( m.in “Harry Potter”) czy King ( “Misery”, “Dolores” i wiele, wiele innych)słyszeli odmowę? Ah… nawet kilkaset razy. King miał hak na którym zawieszał odmowy wydania jego dzieł. Gdzie są teraz? Na samym szczycie. Są mistrzami swojego rzemiosła. Ty widzisz tylko punkt końcowy ich wędrówki, ale pomyśl jak ciężka i długa była ich droga.Czy oni się poddali? NIE. Wierzyli w to co robią, wierzyli, że to ma sens. Przeczytaj sobie też historię tego typa, którego podobizna jest na kubełkach KFC. Nie będę jej tutaj przytaczać gdyż jego produkt przeczy mojej ideologii, ale historia, a raczej jego upór jest… godny podziwu!
Ja nauczyłam się przyjmować porażki z uśmiechem na twarzy, Witam je z radością bo wiem, że po stu, tysiącu “nie”, w końcu przyjdzie to jedno “tak” , wystarczy się nie poddawać i cieszyć codziennością.
Z rożrzewnieniem jeszcze będę wspominać czas pobytu na Islandii. Zdaję sobie z tego sprawę. Obecnie jestem, w świetnym położeniu, a dzięki braku uczucia niepokoju mogę się tym cieszyć, celebrować, a jednocześnie planować swoją podróż, kontynuować zwiedzanie Islandii i realizować się literacko. Szukam też ciągle kompletnej siebie, przysłuchuję się swojemu wnętrzu, przekraczam bariery i to jest najciekawsze.
Poznawanie siebie, wytyczanie granic, rozwijanie się i mówienie “TAK” na spontaniczne sytuacje, które najczęściej przynoszą dobre rezultaty, ale bez przyciskania się. Teraz modna jest gadka o wychodzeniu ze strefy komfortu. Ty to wiesz, ja to wiem, a ludzie często mówią o tym tak jakby chcieli Cię oświecić albo coś udowodnić, Tobie, nie sobie…
Rozluźnij się więc, wybierz ten najważniejszy priorytet! Posłuchaj o motywacji, psychologii – ja ze swojej strony z całego serca polecam podcast “Wyprawa do wnętrza ego” ,
Znajdziecie go też na youtube. Jak równieź Jacka Walkiewicza.
A może coś w innym typie? ProducentSiebie, też daje mi kopa! Oczywiście, każdego motywuje co innego. Na mnie to co wymieniłam działa tak samo mocno jak… wybrane piosenki z bajek Disneya, najczęściej w wykonaniu Studia Accantus.
Ogółem bajki, anime jak i filmy motywacyjne, biografie osób, które czegoś dokonały,;najbardziej pisarzy to coś co zagrzewa mnie do “walki” o marzenia, cele. <3 Znajdź to co naprawdę chcesz robić, zrób plan, znajdź rzeczy, które Cię motywują aby podtrzymywać swoją produktywność i zmierzać do celu małymi krokami! Daj sobie czas. Na spokojnie. Może wpadnij na Islandię 🙂 Islandczycy szybko nauczą Cię filozofii “þetta reddast”.
Jeśli chcesz z kimś pogadać, pisz do mnie śmiało!
Życzę Wam cudownego i produktywnego tygodnia!