W końcu coś nowego, nie ten chaos, który mam w głowie i zimna, ciemna aczkolwiek wciąż zjawiskowa, Islandia 😉
Głównie zamieszczę tu zdjęcia, moi drodzy 😉 Aby zachęcić Was do odwiedzenia tego wyjątkowego i dzięki COVID- opustoszałego miejsca 🙂
Do Włoch przyleciałam 11.10.2021, sama i jaka szczęśliwa! Była druga w nocy, czekałam na Olie, kobietę, u której wynajmowałam pokój przez portal AIRNB ( dobrze, że nie muszę tego wymawiać xD). Specjalnie wynajęłam pokój niedaleko lotniska, ale już bym tego nie powtórzyła.
Transport do centrum Rzymu były zbyt problematyczne, o czym przeczytacie pewnie w kolejnej notce. Nie przez jakiś ubogi rozkład autobusów tylko przez to, że kierowcy we Włoszech (jak i chyba cała reszta tego przesympatycznego i rezemocjonowanego narodu) robią CO CHCĄ (czyt. czasami nie pojawiają się wcale albo się nie zatrzymują).
Moja gospodyni, spóżniła się, ale jestem jej niezmiernie wdzięczna, że odebrała mnie z tego lotniska o tak późnej porze. Jest to najmilszy host jakiego w życiu poznałam, a pokój, który u niej miałam – wyglądał jak z bajki o księżniczkach 🙂 Zaraz obok domu znajdowała się plaża, po ogrodzie biegały dwa psy. Jeśli chciałam zaznać relaksu, leżałam na hamaku przed domem.
Polecam!
Pierwszego dnia miałam posiedzieć na plaży i odwiedzić pobliskie miasto Fiumicino, ale po obejrzeniu zdjęć z Ostii uznałam, że zdecydowanie, to tam powinnam się znaleźć! Tym bardziej, że to na Fuerte leciałam z zamiarem intensywnego plażowania. Najpierw udałam się po bilet na autobus.
Niestety nikt nie mówił po angielsku, a więc zaprowadzono mnie do pizzerii gdzie jeden z właścicieli mówił po angielsku. Wytłumaczył mi wszystko, dokładnie. Wsiadłam do autobusu, w którym kierowca poniekąd mnie rozumiał 🙂 dowiedziałam się, że muszę jeszcze jechać dwoma innymi busami. W Fiumcino miałam pierwszą przesiadkę. Kierowca porozmawiał z pozostałymi, mówiąc im gdzie chce dojechać i żeby mi pomogli. Kierowcy robili sobie żarty, tańczyli i ogółem byli bardzo zabawni. Mimo tego że nie potrafili mówić po angielsku mówili do mnie po włosku dodając do tego jedno angielski słowo lub zero 🙂 były to ciekawe konwersacje z których rozumiałam tylko “bella” i “ciao” 😀 Hm.. ciekawe dlaczego (” Dom z Papieru”). Przy każdej przesiadce czekałam wraz z kierowcą na kolejny bus, trwało to 10-30 minut. Gdy autobus przyjechał kierowcy rozmawiali, żartowali i tak sobie.. mijało kolejne 10-20 minut 🙂
Kiedy w końcu dotarłam do tego antycznego miejsca, w którym można było poczuć upływający czas, poczułam ulgę. Bilet wstępu kosztował 12 euro i musiałam pokazać swój Green Pass( certyfikat szczepienia). W Ostii można też zarezerwować wycieczkę z przewodnikiem i myślę, że to lepsze rozwiązanie. Niestety, ja nie mogłam już tego zrobić, angielski przewodnik nie był dostępny w czasie, w którym się tam zjawiłam.
Po tych starożytnych ruinach można chodzić godzinami, ja nie byłam przygotwana na cały dzień w tym miejscu dlatego oczywiście gdy będę jeszcze w Rzymie (a będę na pewno!) to chcę odwiedzić Ostię Anticę raz jeszcze i napawać się jej pięknem (o ile starczy mi czasu, między posiłkami 😉 )
Zanim zasypię Was zdjęciami, wyjaśnię czym tak w ogóle jest Ostia Antica.
Naprawdopodobniej to pierwsza kolonia starożytnego Rzymu. Pod względem powierzchni, ruiny te są najbardziej rozległymi, we Włoszech.
“Są częścią kontekstu geograficznego i terytorialnego bardzo odmiennego od pierwotnego: w epoce rzymskiej Tyber biegł właściwie przez całą północną część zaludnionego obszaru. Natomiast dziś, po znanej niszczycielskiej powodzi w 1557 roku, dotyka tylko nieiwlkiej część przypadkowego odcinka. Ponadto wybrzeże niegdyś blisko miasta, jest oddalone od niego o około cztery kilometry ze względu na postęp lądu z powodu gruzu pozostawionego przez rzekę, w ciągu ostatnich 2000 lat. W ten sposób Ostia była miastem stojącym nad morzem i rzeką – osobliwe położenie, które przez wieki ugruntowało jego znaczenie ze strategicznego, militarnego puntku widzenia…”
Dzień powoli dobiegał końca, a ja byłam niezwykle wygłodniała. Po długim oczekiwaniu na autobus, dojechałam do Fiumicino.
We Fiumicino miałam pierwsze zetknięcie z włoską kuchnią. Weszłam do pierwszej lepszej restauracji przy rzece wpływającej do morza. Pasta z truflami była dobra, ale nie wybitna, a to tego spodziewałam się w Rzymie. Czy to znalazłam? Dowiecie się jeszcze w tym tygodniu w nowym wpisie, o Rzymie 😉 Tak! Wiem, że mam zaległości i nadrobię je 🙂
3 Comments
[…] ze wszystkimi cudami starożytnej architektury! Jeśli chcesz zobaczyć pierwszy wpis, kliknij tutaj. W planie miałam zwiedzanie podziemi koloseum i bieg za atrakcjami aby zobaczyć jak najwięcej. […]
[…] nie jest moja ani pierwsza ani ostatnia podróż do Rzymu, możesz o tym przeczytać, w tym wpisie – opisuję Ostię Anticę, lub TUTAJ gdzie dzielę się ogólymi wrażeniami. Jeśli […]
[…] odległości. Prawdę powiedziawszy to nawet nie wiedziałam, że mogę tam wejść. Wszak moja pierwsza podróż do Włoch była niezwykle ignorancka, ale i pełna […]