Kiedy dostajesz propozycję jazdy na środek Islandii, korzystasz z niej, nawet jeśli wydaje Ci się, że nie masz na to najmniejszej ochoty.
Tak było ze mną, w ostatniej chwili chciałam zrezygnować, ale uznałam, że to bez sensu. Jeszcze nigdy tam nie byłam, więc pora to zrobić.
Podjęłam dobrą decyzję! Już w trakcie jazdy moje serce tłukło się podekscytowane, w klatce piersiowej. Jak tu się nie ekscytować widokiem pustki, brakiem sieci, surowym krajobrazem Islandii?
W trakcie jazdy, koleżanka dobrze, znająca tamte rejony opowiadała nam historię o domku, w którym straszy duch zamordowanej kobiety. Podobno jest tam nawet zeszyt aby zapisać czego doświadczyło się podczas nocy. Byłyśmy szalenie ciekawe jak to wszystko wygląda! Niestety nie znalazłyśmy tego domku. Pogubiłyśmy się troszkę, jak to my, ale dałyśmy radę, jak zawsze 😉 W drodze do Kerlingarfjöll napotkałyśmy także na niewielki, ale urokliwy wodospad. Filmik, ze spadającymi kaskadami wody zobaczysz niebawem na moim koncie ig @pannasarna (a może to już? sprawdź koniecznie). Uwielbiam szum wody, rozjaśnia umysł.
Wydawało się jakby droga nie miała końca. Nie było miejsca na postoje, a kierowcy mijających się samochodów musieli być bardzo ostrożni. Do tego rejonu Islandii można wybrać się jedynie samochodem 4×4, ale nie takim jak Skoda Octavia. Tylko samochodowy terenowe! Nawet jeżeli na początku, drogi F347, wdaje Ci się, że dasz radę, zawróć. Droga z czasem zamienia się, w gorszą, bardziej wyboistą. Nawet, w większym samochodzie możesz odczuć teksturę drogi. Ponadto jest nierówna, wysokie zawieszenie wymagane.
Kerlingarfjoll to nieziemsko wyglądające, kolorowe, wulkaniczne pasmo górskie, w islandzkim interiorze. Między kolorowymi górami płyną tu gorące strumienie o temperaturze przekraczającej nawet 100 oC,. Nadają okolicy mistyczny wygląd, spowijając je parą wodną. A to nie jedyna rzecz, która sprawia, że to miejsce Islandii jest niesamowite.
Kerlingarfjoll jest młodym pasmem wulkanicznym, utworzonym ze skał z popiołu wulkanicznego, w różnych odcieniach. Obszar ten ma wielką wartość przyrodniczą. Mimo że roślinność tutaj, jest niezwykle skąpa, to góry nieustannie zmieniają swoje kolory, w zależności od tego jaka obecnie panuje pora roku lub dnia. Sezon trwa od około połowy czerwca do początku września. Najwyższy szczyt ma wysokość 1477 m.n.p.m., Między górami przepływają rzeki Kisa i Ásgarðsa, dzieląc pasmo na dwie części: wschodnią i zachodnią.
Obok rzeki Ásgarðsa znajduje się schronisko Kerlingarfjöll Mountain Resort. Właśnie tutaj zaparkowałyśmy samochód i wyruszyłyśmy w drogę. Najpierw oczywiście poszłyśmy gdzieś indziej niż zamierzałyśmy, ale później obrałyśmy dobry kierunek. Pogoda była zła. Mgła, nie było widać szczytów gór, później padał grad, a na naszym szlaku było sporo śniegu. Jednak dobrze wspominam tą wyprawę.
Krajobraz jak z “bajki z dreszczykiem”. Mgła, deszcz, śnieg, góry, wzniesienia, islandzki mech, głazy, które zamieszkują elfy, zawodzenie wiatru. Szłam jako ostatnia przez większość czasu bo musiałam uwiecznić te niesamowite krajobrazy, poza tym, to miejsce było idealne do samotnej wędrówki.
Szlak jest dobrze oznakowany i ciężko się na nim zgubić, chyba, że dopisuje Ci taka pogoda jak nam 🙂
Pamiętaj o ciepłej odzieży, ja oczywiście nie pomyślałam, że przecież to inne miejsce jest “nieco” oddalone od Reykjaviku. Ośnieżone szczyty górskie szybko mnie otrzeźwiły.
Wyprawa była dość wymagająca. Liczne wzniesienia, złe warunki atmosferyczne. Buty które kupiłam trzy lata temu i nigdy mi nie przemokły, nawet podczas najgorszej zimy w Husaviku. Wewnątrz butów utworzyło się jezioro, wesoło pluskając, w trakcie drogi powrotnej.
Pomimo tak złej pogody (nie gorszej jednak niż podczas wyprawy do Askji) dotarłyśjy- raczej tak myślałyśmy- do miejsca w którym chciałyśmy się znaleźć.
Okazało się, że obrałyśmy złą drogę i tak właściwie nie możemy tam dotrzeć (prawdziwe my). Więc od razu wróciłyśmy się. Przemarznięte, zmęczone, głodne, ale szczęśliwe. W drodze powrotnej zwolniłam, w miarę możliwości, wsłuchując się w wiatr. Wydawało mi się nawet, że słyszę krzyki, a może rzeczywiście je słyszałam? Może jakiś elf, robił sobie ze mnie żarty lub zjawa zawodziła, we mgle?
Tak bardzo mi się tam spodobało, że zaczęłam pytać o pracę. Schronisko funkcjonuje do 12 września, ja szukałam czegoś na dłużej, ponadto pracowały tam same nastolatki. Zostało wykupione prze Blue Lagoon. Jedną z najbogatszych firm na Islandii. Zostanie zmodernizowany. Jestem pewna, że będzie ładny, ale i podobny do tych wszystkich nowoczesnych miejsc w Islandii… jak chociażby Geosea, Blue Lagoon, wiele hoteli (Fosshotel, Icelandair). Straci swój urok, kto wie może niebawem droga do schroniska(zapewne zamieni się w hotel), zrobi się asfaltowa? Niestety, to odbierze jej całą magię, ale zobaczymy. Mnie osobiście bardzo interesuje jak to miejsce będzie wyglądać po remoncie.
Jadłam tutaj najdroższe małe frytki i sałatkę na Islandii, około 2000 koron czyli 62.78 zł (jedyne jedzenie dla wegan, które mieli).
Nad restauracją było nawet miejsce do rozłożenia śpiworów.
W drodze powrotnej trafiłyśmy do miejsca, z wręcz nierealnie niebieską wodą. Do zdjęć na blogu nie używam żadnych filtrów.
Dodatkowo natknęłyśmy się na ten uroczy domek, z dachem niemalże w kolorze wody. Domek dla wędkarzy, szczęściarze!
Tak, to była przygoda, a jutro kolejna – Landmannalaugar – kolorowe góry! Zaglądajcie na @pannasarna, późnym wieczorem na pewno dodam relacje bądź jakiś krótki wpis na ig 😉
2 Comments
[…] Islandia to jeden z moich dwóch domów. Zwiedziłam ją całą kilka razy, zawitałam nawet na środek wyspy-nie raz, ale to już stanowczo za dużo czasu w jednym […]
[…] obejdę wszystko bo przecież na pewno, jest jakaś trasa, w której nie muszę przekraczać rzek (na ostatniej wyprawie zniszczyłam porządne buty, które nigdy mnie nie zawiodły, musiałam zabrać takie, które nie […]